Po oględzinach kilku beemek wytypowałem sobie jedną, którą mam nadzieję zaprezentuję niedługo na forum, najpierw jednak trochę mniej przyjemnych historii. Samochód, który kupiłem to 316ti w wersji compact z silnikiem N42. Przebieg - 152 tys., nie mam pojęcia czy prawdziwy, książka serwisowa kończy się na 2012 i przebiegu 106 tys., od 2014 auto jest w Polsce i było użytkowane przez nazwijmy to "zaufane" małżeństwo (zanim ktokolwiek mnie shejtuje za zaufanie sprzedawcom, poproszę o pominięcie tej kwestii w dalszej dyskusji ) Ok. 7 miesięcy temu w aucie założono instalację LPG. Przed zakupem sprawdziłem auto na stacji diagnostycznej - zawieszenie, czujnik lakieru, komputer, osłuch silnika, ot taka podstawa z podstaw. Pomijając dwa elementy zawieszenia, które są już wymienione, mechanik zwrócił uwagę na dymienie samochodu, przy gazowaniu z rury wydobywa się chmura dymu, również lekko pluje. Powiedział, że to prawdopodobnie uszczelka pod głowicą. Dodam, że podczas jazdy w lusterkach dymu nie widzę, więc kopci chyba tylko na jałowym. Jako, że na aucie mi zależało i spośród 7 obejrzanych wcześniej egzemplarzy wydawał mi się najlepszy, udało mi się wynegocjować cenę na podstawie potencjalnej wymiany uszczelki pod głowicą i kupiłem samochód. Nie oddałem go jednak tam, gdzie dokonywałem oględzin przed zakupem, a do mechanika u którego owa beemka była "serwisowana" wcześniej, więc powinien to auto znać. W tygodniu zostawiłem autko na 1 dzień, panowie sprawdzili i powiedzieli że to nie uszczelka pod głowicą, mało tego, nie wiedzą skąd taki pomysł bo beemka kopci typowo olejowo i że to albo uszczelniacze zaworowe, albo pierścienie tłokowe. Spytałem od razu czy lepiej, żebym od razu sprzedawał auto, czy będę nim jeszcze jeździł. Usłyszałem, że będę jeździł, a jak go się zrobi to przynajmniej będę miał pewne auto. Polecili mi pojeździć dwa dni i podjechać ponownie. Tak też zrobiłem i dziś stawiłem się na warsztacie. Mechanik sprawdził uprzednio wyrównany poziom oleju i stwierdził że w zasadzie niewiele bądź w ogóle go nie ubyło, powiedziałem że przez te 2 dni zrobiłem ok. 100 km, stwierdził że trochę mało, i że mimo wszystko stawiałby na uszczelniacze i że to je wymieni. Na moje pytanie, czym to jest podparte odpowiedział, że podpowiada mu to "intuicja" i że jest to mniej kosztowna opcja. Jako, że w poniedziałek Panowie wezmą się do roboty, pomyślałem, że spytam jeszcze tu na forum, czy może ktoś miał podobny problem, bo być może te silniki lubią łapać tego typu usterki? I czy da się jakoś zdiagnozować czy to uszczelniacze czy pierścienie (a może jeszcze coś innego) bez działania na zasadzie "wymienimy, to, jak nie pomoże to wymienimy tamto"? Szczerze, to mam trochę stresa i modlę się żeby to były uszczelniacze bo mimo krótkiego czasu polubiłem ten samochód, jeździ się świetnie, i do tego na LPG, i zależy mi mocno na jego zdrowiu, a jednocześnie nie chciałbym się spłukać do zera, gdyby odpukać okazało się, że potencjalne koszty napraw przekroczą moje oczekiwania. Gdzieś czytałem, że można to sprawdzić jakoś poprzez pomiar ciśnienia w cylindrach, ale nie znalazłem rozwinięcia tej teorii. Czytałem również, że w tych silnikach pierścienie padają bardzo bardzo rzadko, tak więc ile forów, tyle opinii, ale liczę, że może ktoś z Was zna dobrze te konstrukcje i byłby w stanie mi pomóc, abym może do poniedziałku zdołał pomóc mechanikowi w ocenie jego "intuicji" Pozdrawiam!
