Cześć, od niespełna miesiąca posiadam E46 320d 136km w touringu.

Generalnie auto żwawe, jeździ, hamuje i skręca. Trochę gruzik z zewnątrz, ale spełniało moje oczekiwania.

Nie miałem z nim większych problemów, oprócz tego że czasem kręcił i nie mógł odpalić (sytuacja 1-2 razy na tydzień, po chwili i tak odpalał). W tym przypadku wyglądało to tak, że nie miałem nawet wszystkich kontrolek, tak jak miałbym przekręcony kluczyk w pozycji 1 - podejrzewam kostkę od stacyjki i miałem się nią zająć.

Dzisiaj rano jednak wsiadam do auta, wszystko gra i kontrolki są i chcę go odpalać i tu dupa - nie kręci, jest tylko cyk przy przekręcaniu kluczyka.

Jak dotąd naładowałem akumulator, przeczyscilem styki w stacyjce, akumulatorze i plusie w silniku.

Wczoraj wieczorem bez problemu odpalał od strzała - co się mogło stać? Czy zdechnięty rozrusznik mógł sobie umrzeć tak o bez żadnych objaw? Czy może być to kwestia stacyjki? Kluczyk raczej mi nigdzie nie upadł, więc się nie uszkodził.

Bardzo możliwe, że rozrusznik, spróbuj go kawałek pchnąć i wtedy zobacz.

Przeczyscilem styki akumulatora, plusa w silniku, kostki stacyjki i modułu EWS a się okazało, że porządne jebn*ecie kijem w rozrusznik załatwiło sprawę - szczotki się zacięły.

Jak się raz zacięły to już powoli się szykować do ich wymiany czy jeździć, obserwować i trzymać kij w bagażniku? xD

Wymienić rozrusznik, albo jeździć z kijem..tylko w końcu nic to nie da.